wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 2

Rozdział 2
Nie wiem co to było...Takie silne uczucie, które kazało mi powiedzieć wprost - KOCHAM CIĘ.
Ale nie mogłam... 
Kolejnego dnia o 8 Josh zerwał się z łóżka jakby zaspał...ale przecież były wakacje.
Powiedział że nie chce śniadania, ubrał się szybko i wybiegł z domu w stronę lasu...
Przebiegł ten kawałek w mgnieniu oka...to było takie... takie nienaturalne...
Pościeliłam łóżko, posprzątałam na biurku i zjadłam wczorajszy obiad.
 Właśnie miała zamiar włączyć komputer, kiedy wróciła mama.
- Hej mamo - powiedziałam
- Hej kochanie, a ty co w domu ? 
- No chciałam iść na dwór... mogę zadzwonić do Emmy z twojego telefonu?
- Jasne - odpowiedziała mama i wyciągnęła telefon z kieszeni.
 ....
- I co ? - zapytała mama kiedy oddałam jej telefon.
- Nie odbiera. Ani ona, ani Lucy, ani chłopacy... ciekawe co się z nimi dzieje ...
- Ah.. no trudno. Zadzwonisz potem, a teraz idź proszę wyrzuć śmieci. 

 Wzięłam od mamy dwa duże worki, ubrałam buty i poszłam do śmietnika, kiedy to przy lesie zobaczyłam Emmę i Lucy. Szybko wrzuciłam siatki do kubła i pobiegłam w ich stronę.
Stały tyłem więc postanowiłam je wystraszyć.
- Buuu ! - krzyknęłam głośno.
Kiedy się odwróciły trochę się przeraziłam.
Ich usta były całe czerwone, ręce z resztą też.
Nastała niezręczna cisza. Emma i Lucy spoglądały na siebie z przerażeniem.
Zupełnie nie wiedziałam co powiedzieć. Ktoś w końcu musiał przerwać tę niezręczną ciszę.
- Ym.. no no ten no , sory że nie odbierałyśmy. - powiedziała Emma
- Czemu wyglądacie ... no tak jak wyglądacie ? - zapytałam , żądając wyjaśnień
- Byłyśmy u Lucy... i no tzn miałyśmy zakład i ... nie no bo malowałyśmy usta i ...yh.. - kontynuowała 
- Dziewczyny ! Prosze ! Powiedzcie mi prawdę. Macie całe czerwone  ręce i usta... żeby też... podarte ciuchy... o co chodzi ? - zapytałam pełna nerwów
 - No bo widzisz ... my .... - zaczęła Lucy 
- Nie możemy Ci powiedzieć! - przerwała gwałtownie Emm.
- Przecież jesteśmy przyjaciółkami! - krzyknęłam
I w tym momencie zza drzew wyłonili się Colin Mark i Josh. Wyglądali podobnie jak dziewczyny.
-   Nie no to już jakieś przegięcie ! Myślałam że się przyjaźnimy ! - dodałam i zaczęłam biec w stronę domu.
Odwróciłam się jeszcze żeby spojrzeć na nich zapłakanymi oczami, ale ich już tam nie było.
Pieprzone tchórze - pomyślałam, odwróciłam się , a oni stali przede mną.
- Kurwa ! -krzyknęłam, chociaż rzadko zdarza mi się klnąć.
-Jak to możliwe ? teleportowaliście się czy co ?! Mam tego dość! Nienawidzę was ! To nie możliwe żebyście tak szybko .. no ten no ! ... No nawet się nie tłumaczycie ! 
- Posłuchaj ... - zaczął Josh
- Nie chcę słuchać ! - przerwałam mu i pobiegłam do domu.
Nie chciałam mówić mamie o tym co się wydarzyło... 
Przez niecały tydzień siedziałam cały czas w domu i pisałam pamiętnik.
Tłumiłam w sobie uczucia i nie potrafiłam nic z tym zrobić.
Któregoś dnia, postanowiłam pójść do domu Emmy wyjaśnić te całe nieporozumienie.
Nigdy wcześniej u niej nie byłam. Nie byłam w domu u żadnego z moich przyjaciół.
Zapukałam do drzwi i usłyszałam tylko lekki krzyk : Czekajcie to pewnie Colin! 
Kiedy Emma otworzyła drzwi obie kolejny już raz byłyśmy zdziwione.
W domu było ciemno, a Emma miała czerwone oczy.
Patrzyłam na nią, a świat wirował. W pewnym momencie zemdlałam.
Nie wiem co było dalej, ale kiedy się obudziłam byłam w szpitalu, a obok siedziała mama .
- Kochanie... -zaczeła mama
- Coś mi jest ? 
- Nie.. nic takiego... musisz tylko zacząć więcej jeść. Za chwilę będziemy wracać do domu tylko lekarz przyniesie kopie wyników badań. - dokończyła 
Po niecałej godzinie byłyśmy w domu.
- Czyli nic mi nie jest ? -kontynuowałam 
- Nie skarbie... nic. Ale musisz coś zjeść... uszykuję Ci coś, a ty idź się połóż.
Nie byłam głodna, ale zmuszałam się do jedzenia.
*Ding dong*
- Dzień dobry
- A dzień dobry... Jane ! Znajomi przyszli Cię odwiedzić! - krzyknęła mama
- Co Wy tu robicie ? - zapytałam zdenerwowana
- Możemy wejść ? - zapytał Josh
- Ta... odpowiedziałam niechętnie.
- Posłuchaj Jane... przepraszamy za wszystko. - zaczął Colin
- Wyjaśnimy Ci wszystko, ale nie teraz, zrozum. - dokończył Mark
- Ja też przepraszam... ale to wszystko jest takie dziwne... - zaczełam.
 Może urządzimy jutro u mnie jakąś małą imprezę ? Moja mama jedzie do babci. - dodałam
- Jasne ! - zgodzili się.
Zaprosiłam wszystkich na 18, a wraz z Emmą udałyśmy się o 16 do sklepu.
Załatwiłyśmy też trochę piwa, ale nie dużo.
Kiedy wszyscy przyszli włączyliśmy muzykę i zaczęliśmy pić piwo.
Niestety niezdarnie otwierałam puszkę i przecięłam się na nadgarstku, a krew zaczęła mi lecieć ciurkiem.
Wszyscy spojrzeli na nią jak na największą zdobycz...

CDN ;)




2 komentarze: